Idę między drzewami nocną porą, tylko świetliki migoczą w zaroślach, a nad moją głową gwiazdy… wciąż idę. Wreszcie widzę zabudowania – parterowe, drewniane domki, zabytki wpisane na listę UNESCO.
W jednym z budynków pali się światło. Gdy się tam zbliżam, wita mnie cudowny aromat świeżo wypiekanego pieczywa. Wchodzę niepewnie do środka – czy o tej porze mogę przeszkadzać ludziom w pracy?
Okazuje się, że jak najbardziej! Sympatyczna pani sprzedaje mi kawałek ciasta marchewkowego i bułkę oraz informuje życzliwie, że za piętnaście minut gotowe będą jagodzianki. Rozmawiając, cały czas możemy widzieć sąsiednie pomieszczenie, w którym wypieka się pieczywo. To po to, żeby klienci mogli się przekonać, że w tutejszych wyrobach nie ma żadnych polepszaczy, jak się dowiaduję. Wszystko tu jest pieczone naturalnie, pieczywo na zakwasie… i takie dobre, że bułkę można jeść ze smakiem bez dodatków.
W tej sytuacji nie powstrzymam się przed zaczekaniem na jagodzianki… W końcu to tylko paręnaście minut. W tym czasie idę na spacer po Lanckoronie – bo to do piekarni mistrza Tadeusza Siwka w tym ślicznym miasteczku zaniosły mnie nogi. Piekarni, którą wspominał sam Marek Grechuta w piosence „Widok z balkonu”:
Stroma uliczka wiedzie do piekarni,
stygnie na półkach zwyciężona gleba.
Młoda piekarka sypie dla ptaszarni
pachnące ziarno w kształcie grudek chleba.
Ziarna dla ptaka, ziarna dla człowieka
a dzikie chaszcze dla wiatrów muzyki.
Zawsze, kiedy jestem w Lanckoronie, przypominam sobie tą piosenkę, a jej refren:
Lanckorona, Lanckorona
rozłożona gdzie osłona
od spiekoty i od deszczu,
od tupotu szybkich spraw
…brzmi w moich uszach. Tymczasem jednak, gdy obeszłam tamtejszy ryneczek, obejrzałam rzeźbione anioły na wystawie i zjadłam zakupioną wcześniej bułeczkę, stwierdziłam że już czas na jagodzianki. I rzeczywiście, były!
Dawno nie jadłam równie pysznych wypieków.
Myślę, że to jest właśnie prawdziwy chleb. A jaki smaczny! Nie rozumiem piekarzy, którzy dodają różne sztuczne dodatki do swojego pieczywa. Nie warto, moi drodzy, naprawdę nie warto… autentyczność to podstawa, a autentyczny chleb to taki, którego skład można zrozumieć bez zaawansowanej wiedzy chemicznej.
Więc gdy już na takowy natrafiłam, to zaopatrzyłam się w kilka bochenków. Chleb można zamrozić, i wtedy zachowuje świeżość. W ten sposób można zrobić zapas, i odmrażać kolejno. Taką mam pamiątkę z Lanckorony.